Slaughter of Paradise – update 27-10-2013
Miałem ostatnio długą przerwę od malowania spowodowaną popsuciem kompresora oraz (i przedewszystkim) kupnem mieszkania. No ale wygląda na to że już wszystko jest na prostej więc wreszcie mogę wrócić do swojego hobby, szczególnie że turniej tuż tuż.
Problemy z kompresorem stały się dobrym pretekstem do małego upgreadu mojego aerograficznego zaplecza. Rozterek było wiele i szkoda czasu o nich pisać, dość że na końcu zdobyłem sprzęt odpowiadający moim potrzebom.
Wybór kompresora padł na polecany przez wielu znajomych lodówkowiec Adama Głowackiego. Samoróbka, na markowych częściach ponoć niedościgniona w tej klasie cenowej. Na pewno do jej zalet należy bardzo cicha praca, tak naprawdę dokładnie taka jak w przypadku lodówki.
Oprócz kompresora postanowiłem też kupić nowy aerograf, z czym nosiłem się już od jakiegoś czasu. Do tej pory korzystałem z chińskiej produkcji, jednej z najtańszych na rynku i przyznam że już zaczynałem odczuwać potrzebę czegoś dokładniejszego. Tutaj rozważając różne za i przeciw (i znów kierując się poleceniem) wybrałem Evolution od H&S w wersji z dwiema wymiennymi dyszami o różnych rozmiarach. Jeszcze nie miałem okazji go wypróbować ale pewnie uczynię to lada dzień.
Wracając jednak do tematu turnieju postanowiłem przetestować nowy kompresor na modelu Maulerfienda, którego uznałem za najprostszy z projektów jaki został mi do zrealizowania przed imprezą.
Przyznam że dawno mi się tak dobrze nie malowało, od razu odczułem dużą różnicę w komforcie pracy. Jeszcze sporo roboty przede mną, muszę dokończyć skórę, oraz nie widoczne tu rury wydechowe i macki, ale biorąc pod uwagę że resztę udało mi się zmęczyć w jeden wieczór to jestem dobrej myśli. Jak z nim skończę to dokończę dreadclawy i zacznę raptorów. Na sam koniec zostanie demon prince, gdyż to spory projekt i nie chcę go pospieszać.