Prometeusz – recenzja
Może najpierw w kilku słowach streszczę moje wrażenia dla tych, którzy jeszcze tej produkcji nie widzieli a zamierzają to uczynić. Ogólnie moim zdaniem film ma sporo smaczków i ciekawych wątków ale dobrze rozumiem też ludzi, którzy go wręcz nienawidzą. Ilość debilnych i pozbawionych sensu akcji jest w nim dość przytłaczająca a prawdziwe smaczki są dość głęboko ukryte i aby do nich dotrzeć, należy przymknąć oko na wiele irytujących akcji. Ogólnie zachęcam do obejrzenia filmu i wyrobienia własnej opinii bo moim zdaniem przynajmniej raz warto się z nim zapoznać. A teraz tych którzy jeszcze filmu nie widzieli proszę o opuszczenie widowni bo zamierzam walić bezlitośnie SPOILERami.
Fabuła na pierwszy rzut oka jest pełna niedociągnięć. Grupka naszych protagonistów nie dość, że wydaje się być zbiorem jedno-wymiarowych postaci, to jeszcze ich postępowanie zwykle nie daje się zamknąć w ramach uznawanej na naszym kontynencie logiki. Kiedy jednak nie zraziwszy się pozorami przyjmiemy do świadomości fakt, że mamy tu do czynienia nie z najwyższej klasy specjalistami a z grupą skończonych idiotów to film zaczyna być o wiele spójniejszy, pozostawiając tylko jedną niewyjaśnioną zagadkę, kto takich matołów, którzy co najwyżej mogli by przewracać kotlety w McD, wysłał w kosmos na misję naukową? Nieścisłość ta jednak dobrze wpasowuje się w trendy serii, gdzie mieliśmy już nieraz okazje oglądać duże, wypchane drogim sprzętem statki, wysyłane z kluczowymi misjami w odległe zakątki kosmosu z absolutnie szczątkową załogą półgłówków… i robotem wspomagającym dobór naturalny… oraz kobietą która miała całe zło kosmosu przyjmować na klatę.
Także w zasadzie w tych filmach załoga statku, poza wspomnianą kobieta i robotem, jest na dobrą sprawę bohaterem zbiorowym, przedstawiającym tą część ludzkiej rasy, która bez żadnych przygotowań i planu z ogromnym entuzjazmem rzuca się głową w dół do czynnego wulkanu. Być może w tym uniwersum przyszłości ludzkość właśnie składa się głównie z takich właśnie osobników i stanowią typowy przekrój dostępnej siły roboczej którą opłaca się wysłać na niebezpieczną misję. Kto wie. W każdym razie jeśli oswoimy się z tym małym drobiazgiem i przestaniemy przywiązywać uwagę do plączących się po ekranie ludzkich lemingów, to możemy wreszcie skupić się na prawdziwej fabule, toczącej się w tle.
Kosmos to przejebane miejsce
Praktycznie w każdej scenie i w każdym wątku filmu pojawia się jeden motyw, wszelkie twoje plany i marzenia w którymś momencie epicko spierdolą ci się na głowę. Każdy śmiały krok jaki podejmiesz przybliży cię do klęski i jeśli nie jesteś gotów na pozbawioną złudzeń, bezpardonową walkę to lepiej zostań w domu. Chociaż to właściwie też niezbyt dobry pomysł, bo do twojego domu może zmierzać rządny krwi kosmita w wielkim statku wypełnionym bronią masowej zagłady. Jeśli zaś tego nie robi to tylko dlatego, że właśnie jego świat i plany spierdoliły mu się na łeb. Najciekawsze jednak jest to, że większość tych porażek powodowana jest niejako na własne życzenie istot których dotyczą. Mania wielkości, pazerność czy zaślepienie marzeniami lub ideałami to kolejny z wątków powszechnych dla tego uniwersum. Organizowanie wielkiej, ambitnej wyprawy, w celu poszerzenia granic ludzkich możliwości, odkrycia największych prawd i spotkania ze stwórcą, który w 4 oczy wreszcie objawi ci najskrytsze sekrety istnienia i wyjaśni wszelkie pytania, kończy się tym, że ów stwórca spojrzawszy na swoje dzieło, bez słowa wyjaśnienia przystępuje do systematycznej eksterminacji, karząc naiwność śmiałych podróżników. Jednak i dla niego wszechświat nie jest łaskawy, gdyż jego pobratymcy wpadli we własne sidła ginąc od broni (a może nie broni, może to miało być cudowne lekarstwo? stopień na schodach do nieba?), którą sami stworzyli. Wszystko i wszędzie jest w ciągłym konflikcie, zmagając się o przeżycie i płacąc za każdy błąd najwyższe ceny. W ten kontekst niezbyt rozgarnięta załoga Prometeusza, wpasowuje się całkiem sprawnie.
Sadzę, że dobrze filmowi zrobiły wszystkie niedomówienia, które tam pozostawiono. Nie wiadomo kim byli tajemniczy inżynierowie, jaki był ich związek z ludzkością i czemu/czy w końcu chcieli ją zgładzić. To wszystko zostaje w sferze spekulacji nie zakłócając głównego wątku zbyt prostymi odpowiedziami.
Smaczku dodawało też kilka innych wątków, popularnych w kinie i literaturze sf jak chociażby ten z androidem, będącym ludzkim dziełem, nieraz prześcigającym swego stwórcę, chociaż pod innymi względami wręcz mu ustępującym. Sztuczna istota, pełna aspiracji, poznająca siebie, na każdym kroku porównująca i mierząca się z tymi na których wzór powstała, mająca własne aspiracje i kompleksy. To w zasadzie wątek wspólny dla serii o obcych jak i odysei kosmicznej. Potraktowany tu jednak trochę po łebkach ale mający też swoje chwile. Trochę ironiczne, że jedyna postać mająca reprezentować istotę sztuczną i pozbawioną wielu ludzkich cech w rezultacie była o wiele bardziej wielo-wymiarowa niż większość 'ludzkich’ bohaterów w tym filmie.
Kolejnym pozytywnym aspektem jest na pewno oprawa wizualna. Podobał mi się zarówno projekt jak i wykonanie. Trochę retro, trochę komiksowe. Do szału doprowadza mnie tylko ostatnio przyjęta w wielu kinach taktyka 'przymuszania’ do seansów 3D. Są na szczęście kina które dają widzowi wybór, ale jeśli np chcemy skorzystać ze środowych promocji kupna 2 biletów w cenie jednego (przy najmniej tak jest w Multikinie) to zwykle nie mamy tutaj żadnej alternatywy i musimy za karę oglądać wersję filmu w niewygodnych i przyciemniających obraz okularach. Naprawdę z nie cierpliwością czekam aż to szaleństwo minie.
Prometeusz nie jest kinem najwyższych lotów, ale nie oszukujmy się, co najwyżej pierwsza część obcego mogła pretendować do miana 'ambitnego’ kina, ogólnie jednak zaliczam ten film na plus. Połączenie Odysei kosmicznej z obcym (i lekką nutą Danikenizmu) ma duży potencjał, chociaż tutaj nie do końca został wykorzystany. Ponadto pokazał, że można zrobić film w Universum obcego, bez udziału obcych. To dobra wiadomość, bo szczerze mówiąc od czasu obcego 2 nic się za bardzo tu nie ruszyło, a filmy z pod znaku AvP wydawało się, że nie tylko nawbijały do tej trumny gwoździ ale zalały betonem i wrzuciły na środek oceanu. Wogóle ta produkcja jest nawiązaniem do dawnego kina sf trochę z pogranicza klasy B i grindhouse’u, co też ma swój urok 🙂 Mam nadzieję, że Prometeusz to początek nowego trendu i pomimo wielu nie dociągnięć ożywi ten nieco obumarły ostatnio gatunek.